Beer Friends Festival 2015
Przedstawiam krótką relację z odbywającego się przed kilkudziesięcioma dniami Beer Friends Festival w Poznaniu. Krótką, bo choć nie jest to impreza, o której można by się specjalnie rozpisywać, to z pewnością wyróżnia się na tyle, żeby chociaż o niej wspomnieć.
Idea i miejsce
Cała idea festiwalu polegała na skupieniu w jednym miejscu dobrego piwa oraz serwujących rozmaite jedzenie food trucków. Oba z wymienionych zjechały do Poznania z różnych części Polski. Do samego pomysłu przyczepić się nie można, a wręcz przeciwnie. W końcu co można zjeść lepszego między kolejnymi craftowymi piwami niż niemalże równie craftowego burgera z soczystym kawałkiem stuprocentowej wołowiny?
Impreza trwała przez trzy dni, od piątku do niedzieli, ale osobiście odwiedziłem ją tylko w sobotę. Choć udało mi się załapać na całkiem sporo piw, których wcześniej nie miałem okazji spróbować, to nie było to wydarzenie tak obfite w piwne premiery, żeby osoba, która jest w miarę na bieżąco z polskim rynkiem rzemieślniczym miała tam co robić przez trzy dni, przychodząc dla samego piwa.
Wszystko odbywało się w poznańskiej Starej Rzeźni. Miejscu, o którym można powiedzieć wiele, ale z pewnością nie można odmówić mu klimatu. Momentami miało się wrażenie, że jest się na opuszczonej budowie, a strop lada chwila zwali się wszystkim na głowę. Z obu stron budynku znajdowało się też całkiem sporo przestrzeni na świeżym powietrzu. Osobiście znacznie bardziej cenię sobie takie podejście niż nudne, sterylne hale targowe.
Bardzo podobał mi się również fakt, że przez prawie cały czas pobyt umilała muzyka oscylująca wokół klasycznego rocka, co idealnie trafia w mój gust.
Piwo
Jeśli chodzi o różnorodność stoisk z piwem ciężko się do czegoś przyczepić. Spróbować można było browarów takich jak Nepomucen, Profesja, Chmielarium, Dr Brew czy Szałpiw, a to tylko początek bardzo długiej listy. Funky Cherry w wykonaniu tego ostatniego było dla mnie zdecydowanie piwem wieczoru. Nie udało mi się na nie załapać na Beer Geek Madness, więc tym razem nadrobiłem z nawiązką. Nie zabrakło też rozmaitych pozycji zza granicy wliczając w to takie klasyki jak Westvleteren XII.
Jeśli chodzi o poziom piw wydarzenie to zapisze się w mojej pamięci wyjątkowo pozytywnie. Spróbowałem w ciemno sporo polskich nowości, których nie udało mi się wcześniej upolować i ku mojemu zaskoczeniu wszystkie piwa trzymały co najmniej przyzwoity poziom, a niektóre były naprawdę wyborne. Nie trafiłem żadnego ewidentnie wadliwego lub nieudanego piwa, mimo spróbowania blisko dziesięciu pozycji. Cała lista prezentuje się następująco:
Profesja, Inżynier
Nepomucen, Grodziskie
Szałpiw, Funky Cherry
Doctor Brew, Polaris IPA
Nepomucen, Żytnie Wędzone AIPA
Nepomucen, Dry Stout
Nepomucen, Witbier
Chmielarium, Porter Bałtycki (bardzo dobry, niestety notka degustacyjna zaginęła w akcji)
Dobre wrażenie psuły stoiska tworów takich jak Edi, Koreb czy Książęce. Oczywiście nie można zarzucić tutaj za wiele organizatorom, bo nikt nigdy nie powiedział, że będzie to impreza skoncentrowana wyłącznie wokół piwa rzemieślniczego. Wiarę w ludzi przywraca jednak fakt, że przy stanowisku Książęcego prawie nigdy nikogo nie było, a obsługująca je pani wyglądała na mocno znudzoną. Szczególnym zainteresowaniem nie cieszyły się też rozdawane przez hostessy próbki Lecha Shandy. Lekki niesmak pozostawiała cała rzesza ludzi pijąca piwo z plastiku mimo dostępności zarówno szkła festiwalowego jak i różnorakich szkieł sprzedawanych przez browary.
Jeszcze jedną niezrozumiałą dla mnie rzeczą była sprzedaż piwa na niektórych stoiskach za gotówkę a na innych za żetony. W ostateczności okazało się, że wszystkie stoiska, które mnie interesowały sprzedawały za gotówkę, więc tak naprawdę problem ten mi nie doskwierał. Gdybym jednak kupił jakąś pulę żetonów na samym początku, przy zakupie szkła, a potem dowiedział się, że połowa stoisk ich nie przyjmuje byłbym mocno zniesmaczony. Na szczęście wcześniej zrobiłem obchód sal i wspomniana sytuacja nie miała miejsca, ale myślę, że przy organizacji przyszłych edycjach festiwalu warto to jednak ujednolicić i pójść albo w jedną, albo w drugą stronę.
Jedzenie
Jak już wspomniałem Beer Friends Festival to nie tylko piwo, ale i jedzenie. Oprócz poznańskich food trucków zjechali goście z Warszawy, Wrocławia czy Gliwic. Jedzenie było dosyć różnorodne i myślę, że każdy znalazłby coś dla siebie. Oprócz różnorakich burgerów zjeść można było zapiekanki, grillowaną kiełbasę, belgijskie frytki a nawet krewetki. Niestety burger to nie piwo i nie można nabyć go w ilości degustacyjnej (a szkoda), w związku z czym nie sposób było spróbować wszystkiego. Na jedzeniu się nie znam, więc nie będę wydawał osądów na temat rzeczy których próbowałem. Jako amatorski fan dobrze wysmażonego kawałka krowy mogę jedynie zdradzić, że niedoścignionym wzorem nadal pozostaje dla mnie poznański Food Patrol.
Podsumowanie
Beer Friends Festival nie jest jeszcze z pewnością wydarzeniem takiej rangi jak czołowe polskie festiwale piwne. Widać to było chociażby po osobach obsługujących stoiska. Bardzo mało browarów było reprezentowanych przez właścicieli i piwowarów, co jest standardem na najlepszych festiwalach. Ludzie zainteresowani piwem rzemieślniczym nie zjeżdżali się tutaj raczej z odległych części Polski. Mimo wszystko jest to festiwal z prawdziwego zdarzenia w przeciwieństwie do popularnych ostatnio pseudofestiwali gdzie w dziwnych miejscach wystawia się trzy stoiska na krzyż. Jest to impreza z klimatem i potencjałem. Mam nadzieję, że będzie kontynuowana i kto wie, być może przy dobrym podejściu organizatorów będzie kiedyś obok Poznańskich Targów Piwnych sztandarową piwną imprezą w tym mieście.